Forum "FORUM O GÓRACH" Strona Główna "FORUM O GÓRACH"
Forum na którym rozmawiamy na górskie tematy;) Data powstania Forum 13.06.2007
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Orkan Emma w Karkonoszach - relacja 01-03-2008
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum "FORUM O GÓRACH" Strona Główna -> Nasze wspomnienia,relacje i plany
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
There is Nowhere
Łowiecka



Dołączył: 31 Sty 2008
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: To tu, to tam...

PostWysłany: Nie 12:39, 02 Mar 2008    Temat postu: Orkan Emma w Karkonoszach - relacja 01-03-2008

Wczoraj byłem na Śnieżce!!! - już wiem, co oznacza wiatr wiejący z prędkością 200 km/h. Relacja powstanie jak tylko odsapnę, odgrzeję się... i... energetyka poradzi sobie z zasilaniem mojej okolicy Smile ...czyli,mam nadzieję, jutro do południa Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Olka
Owczarek podhalański



Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 276
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:15, 02 Mar 2008    Temat postu:

Śnieżka...marzę o niej od zawsze, mam ją nawet obiecaną ale jeszcze tam nie dotarłam Sad

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
There is Nowhere
Łowiecka



Dołączył: 31 Sty 2008
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: To tu, to tam...

PostWysłany: Pon 16:02, 03 Mar 2008    Temat postu: relacja - cz.1

Było nas trzech... Laughing tak powinna zaczynać się ta opowieść, choć w roli głównej wystąpił ktoś zupełnie inny.. nie wiadomo nawet, jakiej płci Wink To był albo ON - Pan Wiatr,... albo ONA - Pani Emma... Siła, wskazywałaby raczej na "faceta", ale charakter... "kobiecy" - interpretacja niech pozostanie niedopowiedziana.
Byliśmy świadomi niewystępowania tzw. przelewek i jako zasadę przyjęliśmy możliwość prawdopodobnych odpuszczeń, odwrotów i unikania wszelkiego "czapajewowania".
Zaczęliśmy w Borowicach, znanych z rokrocznego śpiewogrania "Gitarą i Piórem" i wyszlismy żółtym szlakiem w stronę Polany i ruin schroniska Bronka Czecha (było takie w Karkonoszach w czasach prehistorycznych). Zasadniczym celem było dotarcie na szczyt Krakonosza (1422) do którego prowadzi tzw Stara Bucharova Cesta - według mnie miejsce legendarne (jej rozwidlenie, obecnie nieznakowane prowadzi na grań Kozi Hrbety-skojarzenie taternickie i przyjemne i trafne).

Tu krótka dygresja o ekwipunku i stroju...
Założyłem buty Timberlandy, licząc na to, że dłużej będą się opierać wodzie, ściekającej złośliwie ścieżkami (jakby jej bylo mało miejsca w spanikowanych potokach). Bielizna termoaktywna(dół-Campus, góra-polski Brubeck), spodnie Milo-Olin (test!), stuptuty Salewa, cieniutki polarek, średni polar, kurtka JMP ("z thinsulate'm" Wink -oddychająca ale wodo- i wiatroszczelna), czapka z windstoperem, polarowe rękawiczki, kije oraz... obiecany test (!!!) półraków - Climbing Technology (pozdrowienia dla Olki Razz ). Do tego plecaczekk 30l.Bergson w którym zmieścilem extragruby polar z kapturem, camelbag'a z isostarem, jakieś powerbatony, suszone morele i banany, kanapki,czołówkę, zapalniczkę, "scyzora", mapy, komórkę, kubek, zapasowe skarpety i rekawiczki - większość, jak widać, na wszelki wypadek. No i zgodnie z zasadą - wszystko, co potrzeba, ale nie za ciężko. Szczegóły fachowców pewnie to nudzą, ale może się początkującym przyda, albo bedzie "poletko do uwag".

Podejście lasem było miłe, ale mokre. Emma na tej wysokości zaczepiała ledwie sukienką o świerki, więc poza sympatycznym skowytem i "sprawdzaniem ukorzenienia" było bezpiecznie. Naładowało nam to optymizm na tyle, że uznaliśmy za "zupełnie realne" dotarcie do Strzechy Akademickiej. W ogóle przyjęliśmy taktykę ustawiania sobie puktów kontrolnych, po dotarciu do których oceniamy sytuację i podejmujemy decyzję: powrót/dalej.
Na Polanie zaczęły się oblodzenia. Najpierw były to kilkusetmetrowe "łaty" lodu, ale szybko zamieniły się w twardą, stałą i ociekającą wodą pokrywę.
Po raz pierwszy założyłem "raczki"...
Exclamation test Exclamation
W sieci dostępne są dwie ich wersje - z czterema długimi zębami, lub ośmioma krótkimi - kupiłem tę pierwszą.
[link widoczny dla zalogowanych]
Zakładanie zajmuje trochę czasu i trzeba przyznać, że po pierwszych kilkuset metrach musiałem je kilkakrotnie poprawiać. Jednak poprawiał mi się też humor, kiedy widziałem jak moi towarzysze - Przemas i Kukiz - ślizgali się lub drobili kroczki w miejscach, przez które ja przełaziłem bez zmiany tempa.
Co tu dużo gadać... za sto parę złotych dostałem dokładnie to, czego się spodziewałem.
Raczków nie należy kłaść w sklepie na tej samej półce, co prawdziwe raki - według mnie służą do czego innego. Oczywiście w alpinizmie (co podkreśla sam producent!) nie mają szans. Przede wszystkim nie mają zębów skierowanych do przodu, więc forsowanie oblodzonych stoków o dużym nachyleniu jest niemożliwe.
Jednak...
1. Jeśli poruszasz się po terenie o takim nachyleniu, że stopę stawiasz płasko, raczki "dają radę".
2. Jeśli poruszasz się po lodzie, zmarzniętym sniegu, "kaszy" lodowej i chcesz (np. w związku z wiatrem Laughing lub obciążeniem) unikać poslizgów, upadków i zwichnięć - raczki są bardzo dobre.
3. Są lekkie!!! Według producentów (w sklepach) raki ważą co najmniej ok. kilograma; raczki - ok. 200gram. Dla mnie to ważny argument.
4. Są solidne i dobrze wykonane z dobrych materialów. Po 10 godzinach walki z lodem i kamieniami w naprawdę trudnych warunkach, nie noszą śladów używania (poza otarciami lakieru na zębach).
5. Sądzę, że w co najmniej, w jednym momencie uratowały mnie przed wypadkiem (ale o tym później).
Idea Podsumowując...
Zgodnie z wnioskami, do jakich doszliśmy kiedyś podczas dyskusji, zgodnie z instrukcją producenta, zgodnie z oczekiwaniami i wszelkimi znakami na niebie i ziemi nalezy stwierdzić: raczki (ten model, tej firmy) nie zastępują raków, nie są po to wymyślone, nie do tego służą... Z drugiej strony, są sprzętem przydatnym i godnym polecenia w określonych warunkach.
Jeśli w dającej się przewidzieć przyszłości, nie wybierasz sie na lodowce, czy lodospady, a będziesz -co najwyżej- poruszał się po stokach o stosunkowo niewielkim nachyleniu (lub oblodzonych stopniach, drodze, ścieżce, zamarzniętym stawie), będziesz zadowolony z zakupu tego typu sprzętu.
P.S.Kupuję druga parę... Cool ..na prezent... Smile
Arrow
Po drodze do Strzechy, minęliśmy dwóch dzielnych, choć "o minach niepewnych" Poznaniaków i pełnego UAZa zsuwającego się Halą Złotówki w dół na łańcuchach. Wyglądalo to jak początki ewakuacji, ale...do góry mieliśmy bliżej niż w dół. W schronisku gorąca z herata cytryną, i pierwsze uwagi o trasie i "ciuchach" Wink - a to, że spodnie przemokły (ale szybko schną), że buty miały prawo w strumykach się poddać (i nie schną), że rękawice trzeba następnym razem uzbroić w wierzchnią warstwę przeciwdeszczową, bo nie izolują już zupełnie. Co do dalszej wędrówki decyzje były następujące:
a) wychodzimy ze schroniska w stronę równi pod Śnieżką i jak nam głowy naderwie, to wracamy
b) jak się głowy będą (...)[takiej tam popularnej nazwy części ciała] trzymać, to dochodzimy do szczytowego szlaku, skręcamy nim w prawo, kilkaset metrów pod wiatr do żóltego, który z kolei, doprowadzi nas przez granicę do czeskiego schroniska -Louczni Bouda.
c) wiatr powoduje zamieć, więc trzymamy sie jak najbliżej siebie (2-3metry) i jeśli widoczność spadnie poniżej trzech tyczek - wracamy
d) wymieniliśmy się telefonami i zamierzeniami z poważnie wyglądającym człowiekiem, którego twarz, wąsy Laughing , emblematy i sprzęt, sugerowały jednoznacznie, że "zna się". Umowa dotyczyła powiadomienia o naszym celu i rejonie wyjścia GOPRu w razie naszego milczenia do 19-tej. Jeszcze kilka SMSów, sprawdzenie pogody (nuda:że huragan,że ekstremalne,że oblodzenie i że na Śnieżce przewidywane 220/h - nic, czego byśmy nie wiedzieli...) No i do góry!
Każdy, kto zna okolicę może się domyślic, co zaczęlo się po wyjściu ze schroniska. Szlak wychodzi na wschód pod górę, ale szybko skręca i upiera się, żeby postawić nas twarzą na zachód, czyli pod wiatr. Nie muszę dodawać, że kosówka - jedyna oprócz traw roślinność na tej wysokości - w całosci schowała się w śniegu, a na wierzchu okryła się dodatkową lodową płytą, która raz się łamała, a raz nie... najczęściej dokładnie na odwrót w stosunku do potrzeb.
Ubrania sprawdziły się znakomicie! Ani przez chwilę nie czułem zimna, wilgoci, czy "przeciągu", choć najgorszy był "ostrzał" kryształków lodu. Przyjmowanie czegoś takiego na twarz było zupełnie niemożliwe, a na udach (wiatr opinał spodnie bardzo sciśle) czuło się uderzenia niemal tak silne jak podczas zabaw paint-ballowych). Porozumiewać się można jak pod wodą - wyłącznie systemem prostych gestów: "wracamy?", "w porządku?", "trzymaj się bliżej!", "idziemy w tą stronę!", "jest fantastycznie!". Jedyną możliwość pieszczot lodowatym palcom Emmy pozostawiał styk zasznurowanego kaptura i czapki. Efekt jest taki, że obawiasz się o rozerwanie kurtki od środka...
c.d.n


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Do-misiek
Łowiecka



Dołączył: 26 Cze 2007
Posty: 116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: LeŻaJsK

PostWysłany: Pon 16:44, 03 Mar 2008    Temat postu:

There Is Nowhere widzę, że stopniowo dawkujesz nam wrażenia z wypadu Wink A tak odnośnie raczków to ja za swoje "NONAME" dałam 20 zł ;] Zachowują się tak samo, a wyglądzie różni je tylko, że mocowanie w moich jest na skórzanym pasku.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Olka
Owczarek podhalański



Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 276
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:13, 03 Mar 2008    Temat postu:

Fajnie się zaczyna, czekam z niecierlpiwością na ciąg dalszy Smile
Zwracam honor jesli chodzi o raczki, od dziś spokojnie będe mogła napisać: "nie znam ale znajomy mówił,ze pomocne-przetestował"

Dzięki za pozdrowienia Smile

Nie każ nam długo czekać z c.d


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
piotr
Gazda



Dołączył: 15 Sty 2008
Posty: 447
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:42, 03 Mar 2008    Temat postu:

Brawo There is Nowhere! Tylko tak dalej! A co do walących w oczy kryształków lodu to trzeba było się mnie poradzić. Pisałem już gdzieś na tym forum, że niezastąpione w takich warunkach są zwykłe narciarskie gogle. Wiem co to znaczy dostawać czymś takim po oczach przez przynajmniej 15-20 minut. Płaczesz jak bóbr i nic nie widzisz. Koszmar. Teraz w każdą zimową trase zabieram taki sprzęt. No ale widzę, że każdy sam musi się przekonać jak to jest Smile. A odnośnie raczków to jednak wolę "ciężki sprzęt", czyli porządne raki z zębami z przodu. Między innymi ze względu na podane przez Ciebie argumenty. Poza tym w Tatrach jest cała masa bardzo stromych stoków na których takie zęby są niezastąpione.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez piotr dnia Pon 17:43, 03 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilith
Gazda



Dołączył: 23 Cze 2007
Posty: 657
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:13, 03 Mar 2008    Temat postu:

Super wyprawa,

Cytat:
c.d.n

Nie wątpię, że bedzie ciekawy. Przedsmak juz mamy tego co sie tam działo. Zostaje cierpliwie poczekać....na c.d....


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
There is Nowhere
Łowiecka



Dołączył: 31 Sty 2008
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: To tu, to tam...

PostWysłany: Pon 23:17, 03 Mar 2008    Temat postu: Emma w Karkonoszach - cz. 2....

- c.d. -
Kiedy dochodziliśmy niebieskim do czerwonego na Równi pod Śnieżką, myśleliśmy, że Emma pokazała juz wszystko, co miała najbardziej pociągającego. Już wtedy byliśmy po doświadczeniu, które później zostało zwerbalizowane dość kolokwialnie: "wiało tak, że smarki w nosie wciskało głebiej"... Embarassed
Jednak pietnastominutowy marsz pod wiatr, fragment który normalnie robi się w trzy minuty, wypruł z nas emocjonalne flaki.
Arrow
Przede wszystkim nic nie widać...

Nie dość, że sypie lodem, to w ogóle nie bardzo ma się siłę otworzyć oczy. Na dodatek kryształki lodu (bo śnieg tu nie padał od kilkunastu dni)pędzone wiatrem wyglądały jak mgła i jak mgła ograniczały widocznośc do 10-30 metrów. Nie zostawia się śladów, bo w dwie sekundy nikną. Nadzwyczaj krótkie (bo przecież wystające tylko częściowo ponad dwumetrową warstwę śniegu) rosochy, zwane częściej "tyczkami", wyglądały jak zawieszone w powietrzu - niebo i podłoże miały taki sam kolor, jasnośc i tak samo pędziły w jedną stronę Smile. Nie wiesz, gdzie się kończy dół, a zaczyna góra, a wiatr dodatkowo tym pytaniem telepie...

Po drugie nic nie słychać...

...a właściwie słychać tak głośne "nic", że tylko "pamięta się", że są jakieś inne dźwięki. Trudno to nazwać szumem, czy wyciem. Szumi wezbrana rzeka, jak prześlizguje się po kamieniach, albo obija o brzegi. Szumią drzewa w lesie albo fale nad morzem. Wiatr szumi, huczy albo wyje, kiedy obija się lub ślizga po jakichś przeszkodach - na płaskiej lodowej powierzchni wiatr odbija się najwyżej o twoje ubranie..jest więc tylko hałas... taki "hałas w ogóle", bez dźwięków, jednostajny i "duszący".

Po trzecie nie ma odległości...

Wynika to najpierw ze słabej widoczności, ale nie tylko. Stojąc w miejscu czujesz niezwykle silny wiatr, więc kojarzy ci się to z prędkością... To tak, jakby wszystko było normalnie, tylko ty pędzisz kabrioletem lub wychylasz głowę z okna pociągu. Poza tym-starasz się iść i tu znów niespodzianka. Niby robisz kroki, ale nie poruszasz się, nie przesuwasz do przodu, nie czujesz tego, że idziesz Smile.
To rzeczywiście niezwykłe przeżycie. Rolling Eyes

Arrow
Widocznośc ani razu nie spadła "poniżej dwóch tyczek" w kierunku marszu, co może nie jest wielkością wymierną, ale w tych warunkach, zasadniczą. Dotarliśmy do żółtego szlaku i z radością zamachaliśmy do siebie rękami, że też jest "otyczkowany", więc "da się" dojść do Louczni. Po drodze spróbowaliśmy zrobić zdjęcie przy wystającej spod śniegu tablicy "Pozor! ...hranice", co Kukiz przypłacił utratą sprawności aparatu. Crying or Very sad Ale do schroniska dotarliśmy po 40 minutach szczęśliwi jak mali chłopcy w Dzień Strażaka.
I co by wam tam polecić?
No nam się należał Budejovicky Budwar, černý Čaj, Smažený vepřový řízek s bramborami... na 1410 n.p.m. proste a smaczne jak cholera...Całość za jakieś dwieście koron, drogo Wink bo to restauracja hotelowa, czyli jakieś 30 złotych(nie polecam-ze względu na przelicznik płacić złotówkami-można, ale się trochę nie opłaca, lepiej kupić korony i płacić "po czesku"). Spędziliśmy tam ponad godzine, bo wiadomo, jak przyjemnie zrobiło się po jedzeniu... Trochę ciekawych fotografii na korytarzu [m.in.z rewelacyjnych Kozich Grzebieni (Grzbietów)], troche informacji o historii, ratownictwie oraz "florze, faunie i społeczeństwie". To, że to najstarsza "bouda" w Karkonoszach, to fakt, to że sławna i znana - również. To, że w dniu aneksji Czechosłowacji "Hotel Biała Łąka" został spalony przez czeskich żołnierzy, także prawda. Natomiast o plotce, którą słyszałem niejednokrotnie, jakoby plany odbudowy zakładały, że z lotu ptaka nowy budynek będzie miał kształt swastyki, lecz nie udało się na szczęście owej budowy dokończyć... nigdzie na korytarzach Loucni Boudy wzmianki znaleźć nie zdolałem.
Rozczarowaniem także okazała się wiadomość, że szlak na Krakonosz "otyćkovany" nie jest, co dla nas oznaczało jedno: wyjście w białe "NIC", w nieprzyjazną przestrzeń pozbawioną najmniejszych punktów odniesienia poza czubkami własnych butów, nie ma sensu.
Najpierw telefon, do kobiet, "ubezpieczających" nasze wyjście, czy będzie dla nich problemem odebranie nas "gdzieś z Czech".
No..byłoby.
Wiec inne plany... I tu zaświtała myśl: a może da się podejśc Śnieżkę? Poczuliśmy adrenalinę na sama mysl, ale zgodnie z założeniami postanowiliśmy: wyjdźmy w stronę Śniezki, dojdźmy do Śląskiego Domu i tam podejmiemy decyzję. Więc... się poszło!
Arrow
Równię od południowego wschodu podcina Upska Jama - imponująca i przepiękna przy dobrej pogodzie. Musieliśmy uważać, żeby nie zdmuchnelo nas w dół po 400-metrowej ścianie, ale strach nas jakoś nie paraliżował... nie było widać nawet 20 metrów, co nas miało paraliżować?
Doszliśmy do Śląskiego Domu w czasie, który nawet nas zaskoczył - 30 minut.. to tak, jak latem! Z cała pewnością trzeba to zawdzięczac Emmie Laughing . Wyglądalo na to, że nas zaakceptowała, jesli nawet nie polubiła.

W bufecie (tu pozwolę sobie na pominięcie komentarzy i opisów, bo obiektu owego nie lubię ["najwyżej położona pizzeria w Polsce"], a niestety bywam zmuszony bywać... położony jest wspaniale, ale to żadna zasługa rezydentów - na tym zalety się kończą) byliśmy jakieś pięć minut. Dokładnie tyle, ile trzeba było na podjęcie decyzji: wychodzimy w stronę szczytu i zobaczymy...
Arrow
W miejscu, gdzie zaczęły się łańcuchy, nachylenie lodu stanowiło już taką trudność, że moi "towarzysze" zmuszeni byli odpuścić. Patrzyli na mnie z nadzieją, że powiem: "chlopaki, dajcie spokój, ciśniemy do góry, dacie radę!", ale "nie ma takiej góry, dla której warto ryzykowac tak wiele..." Oto moje zakichane "raczki" postawiły nas w diametralnie różnych sytuacjach...
Widziałem, jak wrócili w stronę schroniska, a ja polazłem na górę.. Według map i przewodników te dwieście metrów różnicy poziomów robi się w 25 minut, zdarzało mi się setki lat temu "wbiegać" na szczyt w 10...
tego dnia...
tę samą drogę...
... zrobiłem w...
uwaga....
20 minut Laughing
Tak, nie ma pomyłki. Weszło się samo...normalnie... Trzeba było tylko wbijać raki w lód i uważnie stawiać kijki.
Arrow
No i w końcu ... szczyt... 1602 m.n.p.m. Dało radę. Wiatr...nie do opisania.. huk startujących odrzutowców.
Exclamation Arrow
Już jak mnie "podnosiło" do drzwi największego "talerza", zacząlem czuć na karku mokre macki kłopotów.
Drzwi do klamki zasypane były szronem...
A teraz uwaga..., jesli w jakichkolwiek przewodnikach natraficie na sformułowanie "Schronisko na Śnieżce", należy bez chwili zastanowienia lać w morde wydawcę bądź autora. Na Śnieżce, o czym przekonałem sie po raz drugi w bardzo nieciekawej sytuacji, jest wyłącznie obserwatorium meteo (do którego nie wpuszczą nikogo, a zwłaszcza potrzebującego pomocy) oraz - uwaga - Restauracja. Evil or Very Mad
Kiedyś, podczas świetnej imprezy p.n."Przejście Kotliny" (polecam - strona karkonoskiego GOPRu)przeszło przez Śnieżkę nocą, w deszczu, wietrze i przy 2 stC ze 120 osób! Oczywiście, że bylo zamknięte! Oczywiście, że Śląski Dom również! Evil or Very Mad Evil or Very Mad Evil or Very Mad
Mówiąc krótko - naiwnością grożącą cięzkim kalectwem lub śmiercią w meczarniach jest sądzić, że ów obiekt może byc przyjazny komukolwiek innemu niż dzierżawca [..i wiecie co mu w co... Exclamation ].
Rozumiem, że restaurator ma prawo zamknąc swoją restauracje, kiedy mu się podoba, ale przykładanie tej samej miarki do miejsca w górach, na tej wysokości wydawało mi się niewłasciwe... widać, głupi jestem i naiwniak...
Mój czarny humor przepuścił mi tylko przez środek głowy myśl, ze może by warto było zamarznąć im pod drzwiami na złość... Laughing ale mój brak poczucia białego humoru dodał myśl, że mogliby zrzucić moje zwłoki za barierkę i powiedzieć, że to nie ich wina, tylko lawiny...
Arrow
Tak, czy inaczej, zachciałem wracać..
..bardzo zachciałem wracać...
... i okazało się po raz pierwszy tego dnia... że się nie da. Confused
Po prostu się nie da....
Jak by tu to wyjaśnic?
Otóż....
Spadochroniarz, który wyskakuje z samolotu przez pewien czas spada swobodnie, zanim otworzy spadochron...
Leci wtedy sobie z prędkością 200-230 km/h. I tu właściwie można by było skończyć wyjaśnianie.
Arrow
Dość, ze od drzwi, w kierunku z którego przyszedłem, udało mi się zrobić w sumie jakieś 10 kroków. Oddychać jest bardzo trudno, bo oddech chce sie wgnieśc do środka...cięzko jest zrobić krok, bo jak się wyrwie rak z lodu, to nie bardzo udaje się nogę do przodu przesunąc...nie da rady popatrzeć,gdzie trzeba iść, odwrócić sie i spróbować zejść tyłem, bo tyłem można było najwyżej "zejsć śmiertelnie"obok oblodzonej ścieżki...
Po kilkuminutowej walce (przegranej) potrzebowałem chwili na zastanowienie. Postanowiłem na chwile się schować za budynkiem "obserwatorium" i pozwoliłem Emmie poprzepychać mnie romantycznie po ścianie talerza...

Wtedy w zamieci zobaczyłem dwie postaci - dwóch facetów w porządnych butach i ciuchach, próbowało, machając rękoma jak pływacy, robić w moim kierunku jakieś półkroczki. Miałem nadzieję, że to ktoś z obserwatorium wyszedł jakimiś drzwiami "po zawietrznej" i chce mnie wciągnąć do środka. Szybko sie okazało, ze dwóch machających facetów uśmiechało się wylewnie, bo ich nadzieja miala taki sam temat, tylko odwrotny kierunek.
Jakoś w końcu sie połapalismy, po pierwsze -łapami za łapy, żeby sie zbić w kupkę przy ścianie, po drugie -połapaliśmy się, że mówimy różnymi językami, ja się po trzecie -połapałem, żeby im wykrzyczeć, że tam jest "zawrzeno", a oni się połapali, że właśnie im to krzyczę. Było kiepsko, ale jakoś się nam mordy uśmiechnęły i we trzech spróbowalismy przedostać się do ściany kościółka Świętego Wawrzyńca, który na Śnieżce pięknie stoi, a od niego wyjrzec w stronę dwóch malutkich budowli czeskich, sam nie wiem jakich i raczej aby się przekonać, że "po nic" niż "po coś..."
I tu wyjasnienie, bo brzmieć mogę niewiarygodnie, że droga, którą opisałem w zdaniu powyżej, a która nas powaliła i sprawdziła nasze samozaparcie i zaparcie raka o lód ma długość... jakichś dwudziestu metrów. Sądzę jednak, że to musiało być ulubione miejsce Emmy do realizacji kolejnego odcinka tańca z gwiazdami na lodzie Laughing Laughing Laughing z nami w rolach głównych, bo twardo się tam z nami Zołza obeszła... I śmiała sie z nas, i drwiła, i poniżała... i prosto w oczy nam sypnęła, żeśmy się jak barany dali podpuścić i w pułapkę zwieść.
A my.. - utworzone spontanicznie Towarzystwo Przyjaźni Polsko Czeskiej imienia Emmy Karkonoskiej - analizowaliśmy możliwość wpełznięcia pod czeski budyneczek i tam pomiędzy jedną zaspą a drugą, przełamania bariery językowej.

Chłopaki, choć szybko podzielili się na Mówiącego i Milczącego, stwierdzili, że nie wiedzą jak udało im się wejść na Śnieżkę od strony zawietrznej, ale mieli nadzieję ogrzać się w "bufecie" i potem chcieli ruszać w drogę powrotną. Powiedziałem im o czekających na mnie w Śląskim Domu "kameradach", oni - żebym odpuścił i pomógł im zejść w stronę Sowiego Sedla, czyli z wiatrem, a oni zabiorą mnie do Pomezni, gdzie będę mógł przenocować lub dojśc do Polski. Nie bardzo rozumiałem, co mieli na myśli, kiedy mówili o pomaganiu im w zejściu, ale okazało się, że zwrócili uwagę na moje (UWAGA!)... raczki!!! Laughing Okazało się, że kiepskie może toto jest w porównaniu z profi-sprzętem, ale w sytuacji "nic"/"to" - mogą spokojnie być przedmiotem pożądania. Wink Laughing Wiedząc, że we trzech zawsze lepiej niż samemu, zaproponowalem odwrotną przysługę: spróbujmy zejść razem na Równię i do Karpacza, mogę was przenocować lub pomogę dostać się do Czech drogą jezdną. Chwila zastanowienia i efekt: oni mimo wszystko chcą odpocząć między zaspami, bo jeden z nich był w wyraźnie słabszej formie, a ja mimo wszystko podejmuje próbę samotnego zejścia pod wiatr.
Arrow
Dotarłem do ściany kościółka Laurentego, potem do jego drzwi, tam się przeżegnałem i... znów dziesięć kroków, a dalej..
znów się nie da.... Confused
Esz jaśnista choleroż... Exclamation
Emma miała nową taktykę Very Happy ... atakowała sierpowym od dołu Laughing Taka kolejna obserwacja: jak idziesz po płaskim i silny wiatr wieje poziomo, pomaga instynktowne "skulenie się", zmniejszające naszą powierzchnię i obniżające środek ciężkości... Niestety czasem silny ciągły wiatr dopada nas na opadającym stoku - wtedy kuląc się, prawie wcale nie zmniejszamy swojej powierzchni, a może nawet ...łapiemy więcej wiatru.
Emma nie pozwalała zrobić kroku w dół (dziesięć po płaskim Wink )a jej "porywy" chciały wyrwać mi raki z lodu, podniesc mnie do góry i wywalić na lód gdzies tam...
Taka mała zabawa w wyrywanie i rzucanie gościem, co przylazł na czubek góry... Idea
Wywalanie mnie nie przeraża, ale upadek w tej sytuacji równał się utracie przyczepności i niekontrolowanym zsuwaniu się ze szczytu - to... napawało mnie co najmniej niepokojem...że tak to delikatnie określę.
Trzeba było odpuścić...

Wróciłem do Czechów, którzy znaleźli pod swą dziwną-czeską-budowlą (może to jakaś górna stacja wyciągu?)drewnianą łatę. Postanowili ją przełamać "w jak najostrzejszy sposób" i tego typu sztachety wykorzystać do schodzenia.
Poszliśmy w dół z wiatrem, w stronę Sowiej Przełęczy. Pierwszy, kilkudziesięciometrowy odcinek (do miejsca, gdzie odchodzi niebieski trawers w lewo) był wyślizganym,błyszczącym, gładkim lodospadem... Normalnie bajkowa Szklana Góra.
No i wtedy Milczący Czech zbladł zupełnie i zaczął być małym dzieckiem, który, gdyby nie okoliczności, wolałby się przytulić do kogokolwiek i zasnąć, żeby nie widzieć tego, co widział. Mówiący Czech coś do niego krzyczał i zerkał na mnie pytająco. W odpowiedzi, ja też zacząłem krzyczeć do Milczącego Czecha, że da radę, że już niedaleko, że im niżej tym będzie mniej wiało...cholera wie, co tam jeszcze krzyczałem.. i tak mnie pewnie nie rozumiał...
Ale dobrze musiałem krzyczeć, bo Mówiący przestał zerkać Smile

Potwierdzam bez bicia, że zsunięcie się po lodowym zboczu było najtrudniejszym i najbardziej nerwowym fragmentem trasy, całego dzisiejszego dnia. Człowiek wbija raki ("raczki" - mini drobiazgi..!!!)w lód, ma nadzieję, że "nie puszczą", potem kładzie się na wietrze, wyszukując takiego dziwnego punktu równowagi: zbyt się wyprostujesz-wiatr Cię zdmuchnie w dół i polecisz "na twarz", bez mozliwości hamowania...za bardzo "przysiądziesz"-odciążysz stopę, którą wiatr Ci wysunie spod Ciebie i "polecisz" na siedzenie, tracąc przyczepność i jazda na plecach... No i wypada się przyznać, że miałem jeszcze jeden powód do dodatkowego stresa.... Sytuacja wymagała, abym szedł pierwszy i był przygotowany na to, że jeśli któryś z Czechów się wyrżnie i będzie "zjeżdżał", muszę wyłapać jego impet na siebie... Fajnie.. Confused .. Mimo wszystko wolałem nie mieć okazji, by sprawdzać się w roli bohatera. Oczywiście, w razie potrzeby, nie zawahałbym się "łapać" człowieka, ale... ale wtedy kibicowałem każdemu z ich kroków, co najmniej tak mocno, jak swoim.

No i się udało zejść... Exclamation Wiało tak samo mocno na grani jak na szczycie, ale było mniej ślisko i bardziej płasko. Doszliśmy do miejsca, w którym Polakom skończyła się ochota na stawianie tyczek, na szczęście w lewo, Czechom ochoty wystarczyło i zimową ścieżką udalo sie nam dojśc do zielonego szlaku, a niżej, wsród drzew udało się już dodzwonić do Przemasa z Kukizem oraz Księzniczek, które niepokoiły się jak zwykle niezwykle.
Milczący Czech powiedział cos szybko i nerwowo, a po chwili stwierdziłem, że gdzieś się zgubił. Mówiący Czech mnie uspokoił i wyjaśnił, jak jego kolega reaguje na ekstremalny stres... Przy okazji dowiedziałem się, że w czeszczinie słowo "posral" oznacza to samo co w polszczyźnie, a mój kolega, Mówiący Czech, aby przerwać przedłużającą się chwilę kłopotliwego milczenia, pochwalił się, że zna polskie słowo "g..no", że najbardziej lubi piwo "Żywiec" i że się strasznie kiedyś upił w Kłodzku... Chciałem mu odpowiedzieć, ze moja babcia też jest z Chrzanowa, ale zwątpiłem...
Po jeszcze z dwudziestu minutach drogi i po kilku innych wylewnościach, chłopaki zeszli w dolinę na przysłowiową "szagę", a ja zielonym szlakiem dotarłem do Jelenki - maleńkiego schroniska przy samej granicy z Polską. Stamtąd wysłałem jeszcze z piętnascie SMSów (w tym do Pana z wąsami od alarmowania GOPRu)i zacząłem schodzić przez Sowią do Karpacza...
Było już ciemno, kiedy odpiąłem raczki, zszedłem poniżej granicy śniegu i brodząc w strumykach, które zlośliwie... jakby im było ciasno... i tak dalej... w strone cywilizacji...
Czołowka zabrana na wszelki wypadek jednak się przydała...
Arrow
A kiedy dotarłem do pierwszych zabudowań, najpierw przywitał mnie mój pies, który wybiegł mi na spotkanie jak w ksiązkach, potem żaty Przemasa z Kukizem, grzejących się juz w samochodzie... a potem..
a potem dostałem taki wielki "opierdziel", że relację ze spotkania z podstępną i bezwzględną Emmą na szczycie Śnieżki piszę dopiero dzisiaj...
Wink
A tak na koniec...
Nie wiem, z jaką dokładnie prędkością wtedy wiało...
Nie był to przecież mój pierwszy silny wiatr w życiu...
Już na Równi bylem pewien, że to najsilniejszy z możliwych wiatrów...

Na pewno jednak tego, co poczułem tego popołudnia na Śnieżce, nie potrafię porównać do niczego.
Mam nadzieję, że pomogłem Wam
chociaż to sobie trochę wyobrazić...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
There is Nowhere
Łowiecka



Dołączył: 31 Sty 2008
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: To tu, to tam...

PostWysłany: Wto 0:21, 04 Mar 2008    Temat postu:

i jeszcze...
1. zimowa otyczkowana ścieżka pomiędzy Śnieżką a Czarną Kopą, którą doszliśmy z Czechami do zielonego szlaku odbijała z grani oczywiście w prawo, a nie w lewo...
2. Jelenkę, jako schronisko, bardzo polecam - choćby po to, żeby uniezależnić się od bufeto-pizzerii na Śnieżce i w Śląskim Domu.. Niech te lokale zostaną jako przystaniki na ceprostradach. Prawdziwie górską i rodzinną atmosferę znajduje w Jelence - zwłaszcza, gdy na regionalnych stronach zaczęła się plotkarska kampanijka osób związanych z "bufetami"...
3. Piotr - dzięki za uznanie. Rzeczywiście, lekcji z goglami, nie odrobiłem-ale dzieki. Człowiek uczy się całe życie Wink
4. Do-misiek - o skórę należy dbać staranniej... (natłuszczanie)... w innym przypadku zawiedzie od wilgoci lub mrozu. Myślę, że taśmy z propylenu to niezły wynalazek Smile - ale.. dzieki za wsparcie...
5. Olka - raki i raczki...jak napisałem nie są z tej samej półki... nie musisz niczego zwracać Smile (nie pij ze strumyków)...są sytuacje kiedy konieczne są raki i głupotą byłoby poslugiwanie sie raczkami; ...sa sytuacje, kiedy lekkie raczki sprawdzą się znakomicie...
6. Lilith - dzięki...
Mam nadzieję, ze "cedek", mimo rozmiarów, się Wam spodoba...
PZDR


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Olka
Owczarek podhalański



Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 276
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 0:45, 04 Mar 2008    Temat postu: Re: Emma w Karkonoszach - cz. 2....

There is Nowhere napisał:
- c.d. -
Nie dość, że sypie lodem, to w ogóle nie bardzo ma się siłę otworzyć oczy. Na dodatek kryształki lodu (bo śnieg tu nie padał od kilkunastu dni)pędzone wiatrem wyglądały jak mgła i jak mgła ograniczały widocznośc do 10-30 metrów. Nie zostawia się śladów, bo w dwie sekundy nikną.


Taaa, nie ma śladów po śladach...

Cytat:
Nadzwyczaj krótkie (bo przecież wystające tylko częściowo ponad dwumetrową warstwę śniegu) rosochy, zwane częściej "tyczkami", wyglądały jak zawieszone w powietrzu - niebo i podłoże miały taki sam kolor, jasnośc i tak samo pędziły w jedną stronę Smile. Nie wiesz, gdzie się kończy dół, a zaczyna góra, a wiatr dodatkowo tym pytaniem telepie...

Po drugie nic nie słychać...

...a właściwie słychać tak głośne "nic", że tylko "pamięta się", że są jakieś inne dźwięki. Trudno to nazwać szumem, czy wyciem. Szumi wezbrana rzeka, jak prześlizguje się po kamieniach, albo obija o brzegi. Szumią drzewa w lesie albo fale nad morzem. Wiatr szumi, huczy albo wyje, kiedy obija się lub ślizga po jakichś przeszkodach - na płaskiej lodowej powierzchni wiatr odbija się najwyżej o twoje ubranie..jest więc tylko hałas... taki "hałas w ogóle", bez dźwięków, jednostajny i "duszący".

Po trzecie nie ma odległości...

Wynika to najpierw ze słabej widoczności, ale nie tylko. Stojąc w miejscu czujesz niezwykle silny wiatr, więc kojarzy ci się to z prędkością... To tak, jakby wszystko było normalnie, tylko ty pędzisz kabrioletem lub wychylasz głowę z okna pociągu. Poza tym-starasz się iść i tu znów niespodzianka. Niby robisz kroki, ale nie poruszasz się, nie przesuwasz do przodu, nie czujesz tego, że idziesz Smile.
To rzeczywiście niezwykłe przeżycie. Rolling Eyes


Potrafiłeś doskonale ubrać w słowa to czego ja nie potrafiłam a przeżyłam.
Identyczne warunki pogodowe, czytając Twoją relację aż mnie brzuch ze strachu rozbolał. Przypomniało mi się w sekundzie to co czułam na Dom du Gouter...okrutne wrażenie.
Na dodatek tam nie było tyczek, szlaku - jedno wielkie "nic"


Cytat:
Wtedy w zamieci zobaczyłem dwie postaci - dwóch facetów


To bardzo podnosi na duchu Wink

Cytat:
zaczął być małym dzieckiem, który, gdyby nie okoliczności, wolałby się przytulić do kogokolwiek i zasnąć, żeby nie widzieć tego, co widział.


Ja zasnęłam na stojąco, oparta na kijkach Confused


Cytat:
Mam nadzieję, że pomogłem Wam
chociaż to sobie trochę wyobrazić...


o tak, teraz juz wiem co czułam, dzięki Wink

Tam jest Nigdzie rewelacyjna relacja, pisz, pisz więcej.
Super się czyta, jednym tchem.
A może napisz książkę - tak koniecznie napisz książkę!

Opowiadania zebrane - Tam jest Nigdzie

Obiecaj Laughing


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Olka dnia Wto 0:47, 04 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Olka
Owczarek podhalański



Dołączył: 09 Paź 2007
Posty: 276
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 0:50, 04 Mar 2008    Temat postu:

There is Nowhere napisał:

3. Piotr - dzięki za uznanie. Rzeczywiście, lekcji z goglami, nie odrobiłem-ale dzieki. Człowiek uczy się całe życie Wink


A co się robi jak gogle oblepi snieg i zamarznie? Twisted Evil

Cytat:
Olka - raki i raczki...jak napisałem nie są z tej samej półki... nie musisz niczego zwracać Smile (nie pij ze strumyków)...


Obiecuję Tobie i jeszcze mocniej sobie Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
heathen
Gazda



Dołączył: 16 Cze 2007
Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 4:27, 04 Mar 2008    Temat postu:

Znakomita relacja, Nowhere.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
piotr
Gazda



Dołączył: 15 Sty 2008
Posty: 447
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 9:57, 04 Mar 2008    Temat postu:

Bardzo ładna relacja There is Nowhere. Chłopie marnujesz talent. Może zaczniesz pisać książki? Mogą być horrory w scenerii górskiej (to byłoby coś nowego) Smile. Z jednym się nie zgodzę. Najwyżej położona pizzeria w Polsce jest na Kasprowym Wierchu (Tak! Naprawdę! W lecie serwują tam pizzę). Wspomniany lokal ma jednak coś wspólnego z twoim: jest równie paskudny i fastfoodowy w charakterze bleee...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
piotr
Gazda



Dołączył: 15 Sty 2008
Posty: 447
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 10:05, 04 Mar 2008    Temat postu:

Olka napisał:
There is Nowhere napisał:

3. Piotr - dzięki za uznanie. Rzeczywiście, lekcji z goglami, nie odrobiłem-ale dzieki. Człowiek uczy się całe życie Wink


A co się robi jak gogle oblepi snieg i zamarznie? Twisted Evil


Zawsze to lepiej niż jak się to stanie z oczkami, prawda? Mad Druga sprawa to fakt, że gogle (z filtrami UV) przydają się też przy mocnym słońcu i śniegu. Oczy mniej bolą po takim dniu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilith
Gazda



Dołączył: 23 Cze 2007
Posty: 657
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:19, 04 Mar 2008    Temat postu:

Pikne!! Super.....
Rano widziałam, że relacja skonczona , że nie miałam czasu ( leciałam do robotki), druknęłam sobie. I poczytałam w pracy. Naprawdę piszesz z klasą. Fajnie sie czyta. Wyśmienite Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum "FORUM O GÓRACH" Strona Główna -> Nasze wspomnienia,relacje i plany Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin